środa, 5 listopada 2014

Nie taki diabeł straszny...

Po miesiącu od poprzedniego wpisu mogę z ulgą napisać - kolokwium z osteologii zaliczone! I to nie byle jak, bo na 4! <wewnętrzny taniec radości> :) Okazało się, że straszne historie opowiadane przez starsze roczniki trzeba traktować z przymrużeniem oka, ale może od początku...

Początkowy natłok materiału udało się powoli ogarnąć. Z czasem organizm sam zaczął się przystosowywać do zupełnie nowych warunków funkcjonowania. Normalnym stało się po powrocie z uczelni zjedzenie obiadu przy 5-10 minutowym filmiku na youtube i nauka (z przerwami oczywiście) aż do pójścia spać. Dni mijały bardzo szybko, ale ilość materiału do opanowania również ubywała w niezłym tempie. Zaczęły się także pojawiać wyraźne preferencje co do wyboru książek - tu moim zdecydowanym faworytem jest Feneis, a jeśli chodzi o podręcznik Bochenek jeśli ma się nadmiar czasu, a jeśli nie - Janka Pituchowa w zupełności spełniała swoje zadanie.

Lekki stres zaczął się 3 dni przed kolokwium - wtedy przyszedł czas na powtórzenie materiału z całego miesiąca, a nie powiem - ilość notatek zrobionych przez ten czas robiła wrażenie. Ale poszło lepiej niż się spodziewałam. Wcześniej nauczone nazwy bardzo łatwo było sobie przypomnieć, więc skupiłam się głównie na "douczaniu" rzeczy, których nie zdążyłam opanować na bieżąco. Na koniec zostało "dopieszczenie" znajomości czaszki - dołów, otworów i ich zawartości - i można było względnie spokojnie udać się na kolokwium. I tu dobra rada: nauka na bieżąco to podstawa! Dzięki temu nie zostajemy na dwa dni przed kolokwium z ponad 400 stronami z Bochenka do opanowania (a uwierzcie - to już byłaby sytuacja nie do odratowania).

Co do snu, czyli bardzo istotnej kwestii - nie zarywajcie nocy! Miałam porównanie mojego stanu (nadal przynajmniej 6-7 godzin snu każdej doby) ze stanem osób, które postanowiły w nocy walczyć z anatomią. Nie wychodziły na tym najlepiej. Czasami warto po prostu zamknąć wieczorem podręcznik i powiedzieć sobie stop. Lepiej nie doczytać jednej czy dwóch stron niż ze zmęczenia zapomnieć całą resztę.

Po uldze i dzikiej radości spowodowanych wynikami kolokwium z osteologii przyszedł czas na nowy dział. OUN. Jak na razie zapowiada się mega pozytywnie - mózgi do oglądania na pierwszych zajęciach, jak na razie rozsądna ilość materiału do opanowania, oby tak dalej :)

czwartek, 9 października 2014

Nauczka nr 1: Jak nie chcesz panikować, że nie zdążysz ogarnąć materiału na wejściówki - nie wracaj do domu.

Jeżeli do tej pory nie przejmowałam się zbytnio ilością materiału do ogarnięcia, w końcu nadeszła ta chwila. Dosłownie - brakuje mi doby. Nie zarywam nocy, bo bez snu wysiadłabym psychicznie, ale i tak łatwo nie jest. Uczelnia medyczna to nie przelewki. Tu nie ma okresu próbnego, czasu na wdrożenie - staruje się z grubej rury. Na każdych zajęciach z anatomii, histologii i biofizyki wejściówki, na które jest do ogarnięcia ogrom materiału, a czasu bardzo mało.

Mój pierwszy błąd - wróciłam na dobę do domu. W pewnym sensie musiałam, miałam wcześniej umówioną wizytę, ale to i tak nie był dobry pomysł. Nagle okazało się, że po powrocie jest już wtorek (późny wieczór zresztą), a przede mną 85 stron z anatomii, 80 stron z histologii i 30 z biofizyki. Nastąpiło szybkie przeliczenie ilości materiału, realnych godzin na naukę i okazało się, że czasu zabraknie, a na ogarnięcie całej kończyny górnej zostanie 1 popołudnie i wieczór, przy czym będę to musiała pogodzić z biofizyką. Cudownie, prawda?

Nie rozpisując się za bardzo, bo właśnie dzisiaj jest to 'jedno popołudnie' siadam do książek. Tym razem Bochenek poszedł w odstawkę, a jego miejsce zajęła Pituchowa, atlas Nettera i Feneis. Życzcie mi szczęścia - na pewno przyda się w dużych ilościach.

poniedziałek, 22 września 2014

Naukę anatomii czas zacząć.

Resztka wakacji minęła w tempie ekspresowym i w rezultacie pozostały dokładnie 2 tygodnie do pierwszych zajęć z anatomii. Materiał do opanowania (czytaj: wykucia na blachę) - kręgosłup i klatka piersiowa. Mimo obaw nie jest to najgorszy dział do nauki na dobry początek.

Ja osobiście najlepiej uczę się czytając ze zrozumieniem i robiąc własne notatki więc od tego postanowiłam zacząć. Najpierw dwa dni oglądałam zeszyt, książki, atlas i zastanawiałam się jak by to wszystko ogarnąć, żeby notatka była dobra i funkcjonalna (nie uśmiecha mi się tracenie czasu na późniejsze przepisywanie notatek w celu ich 'ulepszenia'). Po tym czasie doszłam chyba do w miarę sensownego pomysłu, który od wczoraj wprowadzam w życie. 

Jak na razie notatki wyglądają całkiem przyzwoicie, a dodatkowym plusem jest dokładniejsze zapoznanie się z posiadanymi książkami. Doszłam np. do wniosku, że osoba mówiąca o Skawinie jako o wystarczającym źródle wiedzy anatomicznej musi być szalona (albo tłumaczy tak sama przed sobą swoje lenistwo). W Bochenku wszystko jest DUŻO dokładniej opisane i wyjaśnione. Co jest czym, dlaczego tak wygląda, do czego służy itp. W Skawinie jest wypunktowane - znaczy, że po prostu istnieje i ewentualnie napisane jest czego jest częścią, dlatego Skawin będę używała jedynie jako pomocy przy notatkach lub do powtórzenia materiału do wejściówki w drodze na uczelnię (ciągnąć cały tom Bochenka ze sobą? nie, dziękuję).

piątek, 19 września 2014

Mamy plan!

Jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie informacji - plan zajęć na semestr zimowy - wpadła w moje oczy. Nawet nie wiecie jaka była moja radość, gdy go zobaczyłam. Medycyna kojarzy się przecież z mnóstwem zajęć, studentami ciągającymi czołami po betonie ze zmęczenia i totalnym brakiem czasu wolnego. Kto by pomyślał, że na medycynie plan zajęć jest tak niesamowity?

Zajęcia praktycznie codziennie mam przez mniej więcej 4-5 godzin przy czym 3 razy kończę przed 13, a raz przed 10 ?! Wynika z tego, że wbrew powszechnemu zdaniu nauka na medycynie to w większości praca z książkami w domu, a zajęcia mają jedynie pomóc nam zdobytą wiedzę usystematyzować i przećwiczyć w praktyce. Szczerze mówiąc nie mogłabym być szczęśliwsza - dla mnie to idealna forma nauki. Mogę uczyć się o dowolnej porze dnia (lub nocy ;)), w dowolny sposób, robiąc przerwy tak często, jak tylko tego potrzebuję. Nie muszę się również bać o to, że na wykładzie nie zdążę zanotować słów wykładowcy jednocześnie trzecim okiem czytając wyświetlany przez niego slajd (a szybkie pisanie nie jest moją najmocniejszą stroną). Dla tych z Was, którzy obawialiby się swojej motywacji do regularnej nauki - na każdych ćwiczeniach z 'najważniejszych' przedmiotów są wejściówki, które podejrzewam będą skutecznie motywowały do regularnego wkuwania anatomii czy histologii.

Biorąc pod uwagę ilość zajęć i ilość materiału do wkucia można chyba w miarę śmiało wywnioskować, że jeśli się dobrze zorganizuje czas można wygospodarować trochę wolnego na odpoczynek, wyjście ze znajomymi czy 'ekstra' dawkę snu. Mam nadzieję, że te moje marzenia nie prysną wraz z pierwszym tygodniem zajęć... Ale o tym przekonamy się już niedługo :)

piątek, 12 września 2014

Wyprawka na medycynę cz. II - książki.

Jeśli chodzi o książki, tu rozeznanie musiałam zrobić trochę większe. Liczba pozycji wymieniona w przewodnikach dydaktycznych jest ogromna i nijak ma się do tego, czego mamy używać, żeby zaliczyć dane przedmioty. W tym roku dostaliśmy przewodnik od starszych roczników z opisami, które książki są przydatne, a które można sobie darować - był ogromną pomocą. Dzięki temu lista z przewodnika dydaktycznego została mocno okrojona. Później pozostało sprawdzenie, które pozycje spokojnie uda się wypożyczyć z biblioteki, a na które nie ma co liczyć, oraz które z pozycji to skrypty zakładowe, które można skserować/kupić w uczelnianym sklepiku. Po tym wszystkim przejrzałam i porównałam każdą pozycję (część wypożyczyłam z biblioteki w moim mieście, do części miałam dostęp w pdfach) i wybrałam te najbardziej mi odpowiadające.
Oto mój subiektywny 'niezbędnik'.


ANATOMIA
Frank H. Netter "Atlas anatomii człowieka". Wybierałam między nim a Sobottą, ale koniec końców ten spodobał mi się bardziej. Ma świetne rysunki i jest w jednym tomie (Sobotta w trzech) co jednym może odpowiadać, a innym wręcz przeciwnie. Atlas kupiłam używany, ponieważ można go później łatwo odsprzedać, a w bibliotece jest ich jak na lekarstwo. Z atlasu fotograficznego zrezygnowałam.
Bochenek, Reicher "Anatomia człowieka". Pięciotomowy, najbardziej chyba obszerny podręcznik, ale zdaniem starszych roczników "must have" - jest w nim wszystko potrzebne do nauki i zaliczenia anatomii. Sam napisany jest dość opisowo w porównaniu ze Skawiną czy Pituchową (do których wrócę za chwilę). Bochenek jest na mojej liście do wypożyczenia z biblioteki, ponieważ zgodnie ze stanem - egzemplarzy powinno wystarczyć dla wszystkich zainteresowanych.
Sokołowka-Pituchowa "Anatomia człowieka". Napisana zdecydowanie bardziej zwięźle niż Bochenek - to co w Bochenku jest na 10 stronach u Pituchowej jest opisane w 3 zdaniach, ale przez to nie jest to wystarczająca książka do opanowania całego materiału. Niektórych struktur nie ma w niej opisanych i z tego co mówią starsi studenci - jest w niej za mało topografii. Wypożyczę z biblioteki w celu powtórek, albo na kryzysowe sytuacje, kiedy na naukę do wejściówki zostaną mi 2 dni, a Bochenek przerazi mnie ilością tekstu.
Skawina "Anatomia prawidłowa człowieka". Osiem cienkich książeczek w których są dosłownie gotowe notatki z anatomii. Wszystko wypunktowane, zero zbędnego tekstu, czyli generalnie do wkucia na blachę. Podobno same nie są wystarczające, więc zakupiłam używane (nie ma raczej szans na wypożyczenie, a ze sprzedażą nie ma problemu), żeby mieć z czego powtórzyć materiał do wejściówki w drodze na uczelnię.
- Moore "Clinically oriented anatomy". Bardzo dobry jednotomowy podręcznik mogący zastąpić Bochenka, niestety dostępny tylko w języku angielskim. Studenci chwalą go za dużo aktualnych aspektów klinicznych, których brak w polskich podręcznikach.
- Feneis "Ilustrowana anatomia człowieka" (pol.) lub "Pocket Atlas of Human Anatomy" (ang.). Podobno 'must have' do powtarzania mianownictwa i topografii struktur.
Gołąb "Anatomia czynnościowa ośrodkowego układu nerwowego".
Skrypt zakładowy do OUNu.
Słownik anatomiczny pol-łac-ang.

HISTOLOGIA
Sawicki "Histologia". Obowiązuje najnowsze wydanie (z 2012 roku), ponieważ poprawionych jest sporo błędów z poprzedniego, więc niestety trzeba kupić - na szczęście można używane od poprzednich dwóch roczników.
Moore "Embriologia i wady wrodzone".
Young "Wheater. Histologia. Podręcznik i atlas". Podobno warto go wypożyczyć lub przeglądać w czytelni ze względu na dobre zdjęcia.

INNE
Fartuch prosektoryjny wiązany z tyłu + chusta.
Pęseta anatomiczna bez ostrych ząbków.
Pudełko rękawiczek jednorazowych. Ja kupiłam winylowe, bo wkłada się je o niebo łatwiej niż te lateksowe (i na dodatek nie zostawiają tego paskudnego zapachu na rękach co jest dodatkowym plusem).
Drucik do badania otworów w czaszce.
Zwykły biały fartuch (zapinany z przodu).


Jeśli chodzi o inne przedmioty wybór jest zdecydowanie łatwiejszy lub nie ma go wcale. Do angielskiego zakupiona używana, uzupełniana ołówkiem (który ścierałam pół dnia, a kolejne dwa nie czułam po ścieraniu palców) Ciecierska, Jenike "English for Medicine", do łaciny dostaniemy tytuł podręcznika na pierwszych zajęciach w zależności od prowadzącego, z biofizyki obowiązuje skrypt zakładowy, a z historii medycyny należy robić notatki albo uczyć się z prezentacji, które na zajęcia przygotowują koledzy i koleżanki z grupy.

To jest wszystko, co udało mi się wywnioskować na podstawie swojego oglądania podręczników i rad kolegów ze starszych lat. A jak to się sprawdzi w praktyce? Zobaczymy już niedługo. Będę informować na bieżąco :)


xxx

czwartek, 11 września 2014

Wyprawka na medycynę cz. I

Wyprawka - książki, zeszyty, artykuły papiernicze, czyli to, na co czekałam najbardziej. W hurtowni papierniczej czuję się jak dziecko w sklepie z cukierkami i wątpię, żeby było to uleczalne. Mogę godzinami wędrować między półkami i oglądać zakreślacze, długopisy, ołówki i zeszyty, co często prowadzi do robienia zapasów na najbliższe 5 lat. Tym razem postanowiłam być twarda i powstrzymać się od niepotrzebnych zakupów (w szufladzie nadal leży stos zeszytów z pięknymi okładkami, którym nie mogłam się oprzeć w poprzednich latach). Siadłam z kartką i długopisem i postanowiłam przemyśleć co jest mi niezbędne i jak to rozwiązać, żeby było na dodatek praktyczne.

Najpierw podstawa - notatki. Musiałam zastanowić się nad tym, w czym będę chciała notować, jak to organizować i porządkować, żebym później nie musiała przepisywać notatek albo każdej mieć napisanej w innym miejscu. Po przeszukaniu internetu i rozmowie ze starszymi studentami stwierdziłam, że z bólem muszę pożegnać moje ulubione zeszyty z pięknymi okładkami. Jak się okazuje najlepszym rozwiązaniem będą kołozeszyty A4 z wyrywanymi kartkami i gotowymi otworami do wpięcia w segregator. Najlepszej jakości i najtańsze znalazłam w Lidlu - całe 4,99 zł za 100 kartkowy zeszyt z kartkami w czarną kratkę i gotowymi marginesami z obu stron. Zaopatrzyłam się od razu w 6 (od przybytku głowa nie boli), a w hurtowni dokupiłam kolorowe przekładki do segregatora - z cienkiego plastiku - tych papierowych zdecydowanie nie polecam. Do tego obowiązkowe na histologię kredki - 36 kolorów, żeby miały dużo odcieni różu i fioletu do rysowania preparatów, zwykłe długopisy - niebieski, zielony i czerwony do notatek na anatomię (potrójne mianownictwo anatomiczne pol-łac-ang = 3 kolory, może łatwiej będzie zapamiętać?), obowiązkowe zakreślacze i karteczki PostIt. Z domu dodatkowo zabiorę zestaw cienkopisów Stabilo, który jest niezastąpiony podczas robienia notatek i ryzę czystego papieru A4 do rysowania preparatów na histologii + dziurkacz. Do noszenia notatek na uczelnię zaopatrzyłam się w teczki z gumką ze średniej grubości plastiku, które są lekkie, mieszczą się w torbie, a są zdecydowanie trwalsze od tych papierowych plus podkładkę A4 z klipsem, żeby wygodniej było notować na wykładach.

Mam nadzieję, że taki zestaw sprawdzi się w akcji - szczególnie na początku roku. Podejrzewam, że jego skład i tak delikatnie się zmieni, bo na początku niestety będę do wszystkiego dochodziła metodą prób i błędów. Tak czy siak - mam na czym, w czym i czym notować więc nie zginę (przynajmniej mam taką nadzieję ;)).

W następnym poście napiszę o najpotrzebniejszych książkach i o tym, jak udało mi się je wybrać z całego morza dostępnych i według przewodnika dydaktycznego "wymaganych" do danego przedmiotu pozycji. Do usłyszenia! :)


xxx

środa, 10 września 2014

Przeprowadzkę czas zacząć.

Za 3 tygodnie początek roku... Te wakacje były chyba najszybciej mijającymi w moim życiu. Teraz trzeba zacząć myśleć o tym, z czym przewędrować do nowego lokum. Mieszanie - jest, odmalowany pokój - jest, meble - są. Tylko co z resztą?

Na początku wydawało się, że "co mi tam na studia potrzebne oprócz łóżka, biurka i książek". No i jakie było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłam sporządzoną przez siebie listę "niezbędnych rzeczy". Pokój i łazienka okazały się mało wymagające. Zabawa zaczęła się przy kuchni - kto by pomyślał, że do zrobienia podstawowych potraw potrzebny jest taki arsenał różnej maści 'narzędzi' na który będąc w domu nawet nie zwracamy uwagi? Chochla, łopatka, durszlak, garnki, patelnia, tłuczek, sitko, wyciskarka do czosnku, noże... Lista wydawała się nie mieć końca. Po kilku wizytach w centrum miasta, niezliczonej ilości sklepów (osełka znajdowała się nie w sklepie z gospodarstwem domowym, tylko w tym z artykułami metalowymi - uczymy się czegoś nowego każdego dnia) i sumie pieniędzy, której wolę nie podliczać, lista została skompletowana. Nie muszę chyba dodawać, że zawiezienie tych 'drobiazgów' oznaczało wypchany samochód do granic możliwości. Do zabrania z domu pozostały ubrania, kosmetyki, buty, zakupione książki (to inna historia... na oddzielnego posta), czyli to, bez czego nie obyłabym się w domu przez resztę wakacji.

Z racji pozostałych tylko 3 tygodni za tydzień planuję ostatnią część wielkiej przeprowadzki. Zanim nadejdzie przyszły wtorek piorę czapki, szaliki, noszę zaległe ubrania do przeróbek krawieckich, sprawdzam i naprawiam biżuterię, czyli generalnie porządkuję w swoim życiu wszystko, co się da, żeby nie musieć się tym przejmować po 1 października. Jak na razie idzie całkiem nieźle i coraz więcej rzeczy na mojej liście (kolejnej) mam odhaczonych. Swoją drogą chyba zauważyliście, że dosłownie uwielbiam robienie list i spisów ;) Do usłyszenia wkrótce :)


xxx

Mogą Cię zainteresować...